Na poczatek dnia pojedynek z waga (nie nie moją – ten był by przegrany z miejsca) na warszawskim Okeciu – niestety przegrany…
Następnie nasłuchiwałem przy podejściu do lądowania we Frankfurcie odgłosu wysuwanego podwozia i okazuje sie że nie tylko kpt. Wrona potrafi ale również jego liniowi ziomale dają sobie radę. Tak więc pomimo okrutnych turbulencji pulpeciki w sosie pomidorowym szczęśliwie dolecialy do pierwszego check pointu.
Teraz miał byc łyk maili z firmowej skrzynki a tu sms „…nie jedziemy znowu śnieżyca w Andach…” – no i co na to pulpeciki – jak sądzicie?