DAKAR OD KUCHNI – OSTATNIE DNI PRZED METĄ!

No i dupa zbita z codziennymi aktualizacjami :-(.

Internet serwowany przez ASO w cenie złota, a lokalny operator MOVISTAR jedno obiecuje co innego dostarcza więc dopiero z lini mety w Limie jest mi dane wrzucić garść informacji i świeże fotki.

Generalnie ze smutkiem stwierdzam że żadne z mediów nie jest w stanie oddać trudu tego rajdu, emocji pozytywnych i negatywnych które mu towarzyszą, zmęczenia zawodnikówi walki którą toczą w naprawde trudnym terenie niejednokrotnie w środku nocy aby dotrzeć do mety i wystartować w kolejnym odcinku specjalnym…
Media pokazały coprawda PETERHANSELA wywracającego motocyklistę w przeprawie wodnej, ale Kamaza rozjeżdżającego jeden z samochodów czy bójki kierowców ze swoimi pilotami już nie specjalnie.
Chyba właśnie taki jest Dakar że niejednokrotnie trzaba dać sobie liścia żeby jechać dalej, bycie gentelmanem nie zawsze popłaca, bycie zmiennikiem czy jadącym „dla części” mimo dobrej formy powoduje więcej frustracji niż radości – czasem miałem wrażenie że tak popularne „team orders” z F1 tam sa jedynie spekulacją a tu faktem, mało tego pewnie bez tego dojechanie do mety tego rajdu nie było by możliwe na wysokich pozycjach bez tego magicznego zabiegu.

Dakar to wyjątkowa mieszanka profesjonalistów perfekcyjnie współpracujących z zespołem i zorientowanych na wynik, amoatorów którzy za oszczędności życia realizują swoją pasję i biznesmenów których poprostu stać na to by po przejechaniu dowolnej części rajdu mieć historię na salony na całe życie.
Wszyscy oni jednak mają współny mianownik są naprawde wyjatkowi pod każdym względem bo Dakar tylko w TV wygląda tak łatwo i kolorowo.
W rzeczywistości miłe słowo „fesh fesh” opisujące wystepujący tu piasek jest przekleństwem dla zawodników, wydmy które w przewodnikach stanowią mega atrakcję tu stanowiły niejednokrotnie przeszkody nie do przebycia i miejsca dramatu wielu z nich. Dakar to dojazdy z odcinka po wielogodiznnej walce z awariami w środku nocy po to by „wskrzesić” samochód / motocykl i za kolejne kilka godzin ruszyć w dalszą drogę.

Pomimo ogólnie panującej opini że w Afryce było ciężej jest mi sobie trudno wyobrazić trud tamtego rajdu odbywającego sie na jeszcze większym pustkowiu niż piaski Chile czy bezdroża Peru – naprawde trzeba być kozakiem żeby to przejechać tym bardziej że spora część z nich kończy wyścig z poważnymi kontuzjami i przeszywającym bólem – szacunek!

Nie zabrakło też spotkań o których w głowie sie nie śniło – poznałem Luca Alphanda którego fanom dwóch desek przedstawiać nie trzeba a tu krzatał się z poteżnym usmiechem prowadząc relacje dla francuskiej telewizji, ale,… wpadło na nas też trzech kolesi którzy naprawde nie ustepują kroku bohaterom Dakaru!
Mariusz, Wojtek i Tomek podróżują od 15 miesięcy stopem dookoła świata i dopadli nas w Arice. Superpozytywnie zakręceni mają w portfelu taki zasób historii że Tony Halik mógłby mieć kłopoty z ripostą dojechali z nami do Limi i gdzieś zaginęli ale nie mam najmniejszych wątpliwości że jeszcze dziś wieczorem znowu zobaczymy ich uśmiechniete gemby :-D.

Poniżej kolejny ładunek fotek tych zaległyyyyych czyli od Antofagasty aż do dziś… bez mety… meta powyżej!

%d blogerów lubi to: