POLSKA MISTRZEM POLSKI!

Dawno nie byłem na meczu piłkarskim, pomijając te oglądane przed telewizorem. Warto było jednak przewietrzyć głowę i przejść 5km w pielgrzymce spod BUWu na Stadion Narodowy – jest wyborny i pisze to bez zakamuflowanej hejteriady.
Ładnie wygląda, a mimo operowania ograniczoną ilością wejść kibic wchodzi bez większych trudnosci, kupuje zapiekse, popija herbatą Pierca Brosnana albo i nie no i wreszcie zajmuje miejsce… z dobrym widokiem wygodne i dające zadziwiająco duże poczucie bezpieczeństwa co wcale nie jest takie oczywiste w polskich okolicznościach przyrody. SUPER!

Wystawiając zatem pomeczową ocenę dla obiektu jako takiego w 10 stopniowej skali daje 6+ bo jeszcze sporo do zrobienia ale jest juz baaardzo nieźle – toalety działają i nie ma koniecznosci spędzania tam czasu na bezdechu, bijąc rekord z „Wielkiego Błekitu”, kolejki do punktów gastro też ok no i generalnie europejsko – CZAD!

Żeby jednak z tej układanki była radność, poza oczywiście radością z całej otoczki którą znamy z mediów – od 9 miesięcznego opóźnienia z oddaniem, poprzez Superpuchar Polski, aż do Pani Ministry (odmienia się Pani Ministro :-)) włącznie, trzeba miec piłkarzy którzy na tym stadionie zagrają i kibiców którzy to coś będą chcieli konsumować.

Tych ostatnich mamy… nabrali sie na nowy wypiek w postaci stadionu i jak mówiła w wywiadzie dla TVN24 para z Ostrołęki obeszli obiekt i mecz już nie potrzebny… i trudno się z tym nie zgodzić – reszta jakby lekko zakalcowata.

Siedziałem w radosnym sektorze w którym kibice ratowali widowisko jak mogli:
– hymny obu krajów z zachowaniem wszelkiej powagi – zrobione
– minuta ciszy dla legendy portugalskiego futbolu – jest
– meksykańska fala w obu kierunkach – zrobiona
– jebać PZPN – odśpiewane
– druga strona odpowiada – do poprawki.. druga strona najwyraźniej nie dosłyszała

No i tak by sobie pewnie to widowisko upływało gdyby nie fakt że główni aktorzy jacyś niemrawi i właściwie wymuszali na publice konieczność poszukiwania alternatyw.
I tak najpierw sektor wywołał z „ławki” JUSTYNĘ KOWALCZYK… nie wybiegła jednak z tunelu nie wiedzieć czemu, niewzruszeni więc postanowili rozpocząć nawoływanie innej legendy sportów zimowych Adama Małysza… zachęcając go rzecz jasna do lotu, potem był jeszcze BORUBAR. Niestety wspomniane groźby zmian w pierwszej połowie nie wywołały mobilizacji w drużynie biało-czerwonych.
Wtedy przyszedł czas na 44 minute i gafe jednego z portugalskich obrońców i zapewne zapamiętane na najbliższe dni dzieło naszego Ireneusza. Dotychczas sądziłem że jego nawisko to zbieg okoliczności po tej akcji wiem że nie.
Kiedy ktoś z sektora powątpiewając zapytał kto był bohaterem nieudanej akcji usłyszał błyskawiczną odpowiedź… RYSIEK Z KLANU. Widząc tragedię RYŚKA i patrząc na wykon JELENIA trudno nie znaleźć analogii jedno i drugie tak tragiczne że aż śmieszne i głupie za razem.

Wynik 0:0 w tym konkretnym wypadku nie mówi zupełnie nic no może poza faktem że jak zwykle mamy wiecej szczęścia niż rozumu i umiejętności w tej akurat rozchwytywanej na prawo i lewo dyscyplinie.
Wartościowe natomiast jest to że nasi kibice chłoną zasady dobrego wychowania jak twister z KFC. Nie tylko z trudem ale jednak powstrzymali się od gwizdów przy prezentacji zespołu Portugalii, nie tylko dotrzymali prawie do końca z wygwizdaniem bądź co bądź gwiazdy światowego futbolu Krystiana eR, ale przedewszystkim odnaleźli w sobie niezbadane pokłady autoironi z siebie samych i piłkarzy którym przyszli kibicować – ubawiłem się!

%d blogerów lubi to: